Kiedyś mieli swój meczet, mułłę i uzdrowiciela. Dziś zostały im tylko nazwy i omszały mizar. Opowieść o Tatarach ze Studzianki koło Łomaz, którzy po latach milczenia na temat swojej tożsamości odkrywają swoje korzenie. I o młodym pokoleniu, które robi wszystko, by im pomóc.
Czesław Remesz z dzieciństwa zapamiętał pogrzeb ciotki późną jesienią 1942 r. Matka kazała mu zostać w domu, ale zakradł się opłotkami. Widział, jak niosą nieboszczkę na mizar i chowają ją w pozycji siedzącej, a potem rzucają grudy ziemi. Tyle z całego obrządku bo mama dopilnowała, by nie było go przy guślu – obrzędzie obmycia zwłok, i deurze, kiedy to modlący przyjmują na siebie grzechy zmarłego. Potem nigdy już takiego pogrzebu nie doświadczył.
Ciotka była ostatnią Tatarką z krwi i kości – niezaślubioną katolikowi, niejedzącą wieprzowiny, przestrzegającą zasad Koranu. Dziś w Studziance się takich nie spotyka. Zofia Gajda też widziała, jak ciało owinięte w prześcieradło opuszczają do grobu, a potem jak przysypują otwór w ziemi i osadzają kamienie– większy u wezgłowia, przechylony lekko w przód, mniejszy przy nogach.
Oba zwrócone równolegle do wschodu słońca i do Mekki. Płyty nagrobne na mizarze w Studziance to najtrwalszy ślad obecności Tatarów. Dowód na to, że prócz tych podlaskich, do dziś zamieszkujących północ Podlasia, istniała również społeczność na Lubelszczyźnie, w gminie Łomazy. Mizar, przez lata zaniedbany, przeżywa dziś drugą młodość. Częściej niż potomkowie Tatarów zaglądają tu turyści, fotografowie, pasjonaci historii.
Tekst, źródło: http://krainabugu.pl/studzianka-odkrywa-swoich-tatarow.html
Zdjęcie, źródło: http://krainabugu.pl/studzianka-odkrywa-swoich-tatarow.html